Koniec roku to przede wszystkim okres Bożego Narodzenia i zabaw sylwestrowych, ale… nie tylko. Wielu z nas traktuje ten czas (zwłaszcza ostatnie dni grudnia) jako moment podsumowania mijającego roku. Zabieramy się za też za planowanie przyszłego, a powstałe postanowienia noworoczne są obietnicą zmiany na lepsze. U niektórych (właściwie u większości) wywołują obawy i poczucie, że „i tak znów się nie uda”. O tym, dlaczego postanowienia noworoczne zazwyczaj nie działają i jak temu zaradzić, pisaliśmy w zeszłym roku – zajrzyjcie. Dziś chciałabym, nieco przewrotnie, rozprawić się z „noworocznością” postanowień.
Postanowienia noworoczne – założenie z gruntu złe?
Bo tak właściwie – dlaczego? Dlaczego nasze postanowienia koniecznie muszą być noworoczne? Tak jakby 1 stycznia był jakąś magiczną datą, która wpływa na motywację, systematyczność i sukces! A to bzdura! 1 stycznia jest chyba właśnie jednym z najgorszych dni na rozpoczynanie czegokolwiek. Po pierwsze, zwykle po sylwestrowych szaleństwach i tak ten dzień przesypiamy. Nawet jeżeli nie, to ani nasze ciało, ani nasz mózg nie są zdolne do jakichkolwiek wysiłków. Po drugie – to jeden z najkrótszych, najciemniejszych i zwykle najbardziej pochmurnych dni w roku. Całą energię z tej odrobiny światła, która w tym dniu do nas dociera, zużywamy na „przeżycie”, a nie na realizację ambitnych zamierzeń. A potem, niestety, już jest po wszystkim – nie zaczęliśmy 1 stycznia, to już mamy wyrzuty sumienia, a tu jeszcze jakiś długi weekend, bo przecież 6 stycznia też jest dniem wolnym. I pierwszy tydzień stycznia mija, a postanowienia noworoczne – ech… 😓 Znowu nic z tego!
Nie czekaj – to już dziś!
Dlatego dziś zachęcam: jeżeli postanowienia noworoczne budzą w Was wstręt, obawy, poczucie winy i wyrzuty sumienia – odpuśćcie je sobie! Każdy inny dzień jest tak samo dobry albo i dużo lepszy na pozytywną zmianę jak 1 stycznia! Nawet lepiej, jeśli powiecie sobie: To dziś! Unikniecie wtedy „psychicznego nastawiania się na trudną zmianę”, które samo w sobie jest wyczerpujące i daje Wam poczucie, jakby zmiana była trudnym krokiem. A nie jest! Tak samo jak nie warto „odchudzać się od poniedziałku” (a do niedzieli – hulaj dusza!). Im szybciej i bardziej zdecydowanie zmieniamy nawyki, tym z mniejszym bólem przychodzi nam ta zmiana. Zresztą, w przypadku nauki języków obcych – o jakiej zmianie w ogóle mówimy? To nie dieta! Nie musimy rezygnować z niczego, co lubimy: czekolady, mięsa, mleka czy chleba!
Jedyne, co musimy zrobić, to wygospodarować 15–30 minut dziennie na naukę – chwilę spokoju tylko dla siebie. Czy wiecie, że nawyk uznaje się za wyrobiony po 21 dniach? Jeżeli będziecie uczyć się języka codziennie, to po 21 dniach będziecie czuli się nieswojo bez tej odrobiny czasu spędzonej na zgłębianiu tajników gramatyki czy przekładaniu fiszek z nowymi słówkami! Spróbujcie!
Motywacja i plan kluczem do sukcesu
Aby ułatwić Wam zadanie, mam dla Was małą pomoc – specjalny motywator. Znajdziecie na nim kalendarz, w którym codziennie powinniście odznaczać „realizację” postanowienia (czyli poświęcenie tych kilkunastu minut na naukę), oraz miejsce na zdefiniowanie swojego celu. Ponieważ Waszym celem nigdy nie powinno być niejasne „nauczę się włoskiego” czy „poprawię swój angielski”. Wasz cel powinien być określony, bo tylko wtedy będziecie wiedzieć, do czego tak naprawdę dążycie i kiedy chcecie ten cel osiągnąć. Czyli nie: „nauczę się włoskiego”, ale: „do 2024 roku opanuję włoski na poziomie B2, bo wtedy chcę się dostać na taki a taki uniwersytet we Włoszech” (tutaj znajdziecie przykładowe informacje na temat wymagań językowych przy zdawaniu na studia). Cel zmierzony od razu wydaje się łatwiejszy do zrealizowania – prawda? Teraz tylko wystarczy konkretny plan (jak go przygotować, pisaliśmy tutaj) i można zaczynać! Nie od Nowego Roku, nie od poniedziałku – dzisiaj!