Pisałam kiedyś, że zwykły wyjazd wakacyjny to nie dla mnie. Nawet jeśli nadrabiam lektury, to i tak czuję, że nie wykorzystuję do końca czasu. Wolę taki urlop, kiedy się czegoś uczę – oczywiście głównie języków, bo to moja pasja, ale może być to coś innego – choćby nauka tańca. 😉 I dlatego zawzięcie przeglądam strony internetowe i katalogi – wyławiam kursy językowe za granicą i wszelkiego rodzaju obozy językowe, a potem uważnie badam, co taka oferta w sobie kryje.
Oczywiście porównuję ceny, sprawdzam wiarygodność organizatora itp. – to należy zrobić zawsze. Ale od pewnego czasu (człowiek z wiekiem robi się wybredny!) zakładam dwa nowe filtry – miejsce wyjazdu i… oferty dodatkowe. A, i nie myślcie, że kursy zagraniczne i obozy językowe to impreza tylko dla młodzieży! Obozy zwykle tak, ale na kursach spotykałam radosnych 60-latków, więc wiek to żadna wymówka.
Kursy językowe za granicą? A właśnie, że nie Londyn!
Londyn jest piękny. Tak samo Paryż. Ale to popularne kierunki, doskonale nadające się na weekendowy city break z przyjaciółmi czy partnerem. Można oczywiście wyjechać tam na kurs i spędzić pasjonujący tydzień, dwa czy więcej, zachęcałam i zachęcam, ale dlaczego nie wyłamać się z ogólnego trendu i nie wyjechać na kurs językowy gdzieś, dokąd normalnie nie trafimy? A jeśli nawet, to na chwilę, między jednym lotem a drugim czy z fakultatywną wycieczką… Więc – pora na coś innego!
Dlatego dziś, uwaga, proponuję Wam kilka nietypowych kierunków – może to właśnie tam zechcecie kiedyś zostać na dłużej?
Nie chcę tam, gdzie wszyscy. Więc – dokąd?
Na początek… nie, nie angielski właśnie. Zacznijmy od francuskiego. Możecie oczywiście pojechać do Paryża, Nicei czy nawet Montrealu. Ale dziś zachęcam Was, aby wybrać się na kurs do… Maroka. A konkretniej do jego stolicy – Rabatu. Maroko jest przepięknym i wciąż (naprawdę!) bezpiecznym krajem, nawet dla kobiet podróżujących w pojedynkę. Oprócz francuskiego możecie zmierzyć się tam z arabskim, zwiedzicie przepiękne miejsca i zapoznacie z marokańską kuchnią, a ta niewiele ma sobie równych! A pogodę macie właściwie gwarantowaną.
Myślicie o hiszpańskim? Standard – Madryt, Barcelona, Malaga. Ale… jeśli tylko możecie sobie na to pozwolić, to zachęcam do wyjazdu do Ameryki Środkowej – Playa del Carmen w Meksyku czy Hawana na Kubie – kuszą egzotyką i zapewniają niezapomniane wrażenia. Przed południem kurs, po południu plaża lub intensywne zwiedzanie. A wieczór – koniecznie z tańcem!
Włoski? Proszę bardzo – pewnie, że można uczyć się w Rzymie. Ale kurs włoskiego we Florencji – to dopiero marzenie! Spacery po uroczych uliczkach, winnice Toskanii… ech, rozmarzyłam się, chyba naprawdę brak mi słońca. Można też inaczej: Kalabria – piękne miejsce, rzut beretem na Sycylię, prawdziwy relaks – kurs i wakacje w jednym. A po południu – prawdziwa południowowłoska kuchnia, mmm…
Cóż, jeśli myślicie o angielskim, to moim pierwszym wyborem będzie zawsze Malta. Już o tym pisałam – kurs angielskiego i prawdziwe, śródziemnomorskie wakacje, bez londyńskiej niepogody i tym podobnych. Nie będę się powtarzać, ale – zachęcam, by wybrać właśnie Maltę! 😊
Obozy językowe plus – czyli język plus… coś jeszcze!
Ale wspomniałam, że kurs językowy to dla mnie za mało. Chcę więcej – wszechstronny rozwój to dziś konieczność, ale ja robię to dla siebie. Dla zdrowia. Im więcej się uczymy, tym wolniej starzeje się nasz mózg, a dzięki temu – nasze ciało. Ciągła nauka to najlepsza kuracja odmładzająca! Dlatego kurs kursem, ale zawsze szukam w ofercie dodatków. I są! 😊
Najczęściej szkoły językowe oferują wycieczki do sąsiednich miast i zwiedzanie pobliskich atrakcji turystycznych. To świetnie, ale za mało – szukam dalej. I proszę, to jest to!
Chcę uczyć się chińskiego w Pekinie – mogę po południu pójść na zajęcia z kaligrafii lub tai chi. Chcę wyjechać do Meksyku lub na Kubę, by podciągnąć hiszpański? Wieczorem czeka mnie kurs salsy! W Meksyku mogę też nauczyć się gotować – doskonale! 😊 Włoski w Kalabrii? Po południu mam do wyboru kurs malowania lub gotowania w prawdziwie włoskim stylu. Artystką nie będę, talentu plastycznego u mnie za grosz, więc wybór jest prosty: tylko włoska kuchnia! Pisałam o Malcie – a otóż i kurs nurkowania. I o to chodzi! Jasne, że zajęcia dodatkowe z reguły są dodatkowo płatne, ale przecież nauka zawsze kosztuje. Tylko że ta akurat inwestycja zwróci się na pewno – wspomnicie moje słowa!
Szybka decyzja!
To jak? Przekonałam Was, żeby poszukać czegoś ekstra? Mam nadzieję, że tak. Jeśli nie macie czasu szukać albo nie chcecie ryzykować i wolicie wyjechać na kurs językowy ze sprawdzonym organizatorem, to mam dla Was wskazówkę – polecam Wam Sprachcaffe. Ja byłam już z nimi i na Malcie, i w Montrealu, i w Paryżu, a w przyszłym roku wybieram się do Maroka. Czas na arabski!
I pamiętajcie – wiek nie ma znaczenia. Na obozy językowe można wysyłać młodzież już od 13 lat, a dla dorosłych – nie ma granic! 🙂