Angielski na Malcie – czyli jak błyskawicznie pozbyć się blokady językowej

Angielski na Malcie

Ponieważ zawodowo i hobbystycznie zajmujemy się językami obcymi, interesują nas wszelkie metody, dzięki którym ich nauka jest szybsza i skuteczniejsza. Staramy się przedstawiać Wam te z nich, które przetestowaliśmy na własnej skórze i które – naszym zdaniem – przyniosły najlepsze efekty w najkrótszym czasie. Oczywiście wybieramy tylko te, które są jednocześnie przyjemne, bo wychodzimy z założenia, że tylko nauka z przyjemnością sprawdzi się na dłuższą metę…

Angielski na Malcie – dlaczego akurat tam?

Trzy lata temu postanowiliśmy sprawdzić, jakie efekty może przynieść wakacyjna nauka angielskiego na jednym z zagranicznych kursów. Nasz wybór padł na Maltę, gdyż nie chcieliśmy za bardzo zmęczyć się nauką i jednak mimo wszystko choć trochę skorzystać ze słońca. Wydawało nam się, że kurs w dużym mieście, jak np. Londyn, nie do końca pozwoli nam na wakacyjny relaks. Spośród kilkunastu ofert znalezionych w internecie wybraliśmy dwutygodniowy, intensywny kurs w Sprachcaffe Languages PLUS – przypadła nam do gustu profesjonalnie i szczegółowo zaprezentowana oferta oraz stosunkowo przystępna cena.

patrycja i sławek na kursie językowym na malcie
Testerzy

Testerzy

Pojechaliśmy zatem we dwójkę – Patrycja, redaktor zajmująca się w naszym wydawnictwie na co dzień językiem angielskim i potrafiąca ocenić merytoryczną stronę kursu (na zajęcia w grupie najbardziej zaawansowanej), i Sławek – szef działu marketingu – w ramach podnoszenia swoich kwalifikacji językowych i “testowania na własnej skórze” skuteczności kursu (na zajęcia w grupie średnio zaawansowanej).

Podróż

Nasz kurs odbywał się od 19 do 30 września, tak więc pogoda w Gdańsku nie była już najładniejsza i z przyjemnością powitaliśmy maltańskie słońce (na marginesie – posiłek w Air Malta był jednym z lepszych posiłków, których mieliśmy okazję skosztować w historii naszych lotów). Przedstawiciele szkoły odebrali nas z lotniska i zostaliśmy zakwaterowani w budynku szkoły w St. Julians.

Szkoła

Budynek spodobał nam się od razu – w maltańskim stylu, z cienistymi krużgankami i dużym wewnętrznym dziedzińcem, którego większą część zajmował basen. Zajęcia odbywały się na parterze, w niewielkich, klimatyzowanych salkach, a w przerwie można było zjeść na świeżym powietrzu smaczny i niedrogi (w porównaniu z cenami w maltańskich barach) posiłek w szkolnej kafeterii . Drugie skrzydło budynku zajmowały apartamenty studenckie. Trzeba powiedzieć, że takie rozwiązanie – umieszczenie kursantów we wspólnych mieszkaniach – jest doskonałym uzupełnieniem zajęć, gdyż integruje kursantów i sprawia, że używają angielskiego praktycznie przez cały czas – także po lekcjach.

Zakwaterowanie

Zakwaterowano nas w apartamencie ośmioosobowym (cztery dwuosobowe pokoje, wspólna kuchnia i dwie łazienki) z kursantami z Włoch, Turcji, Rosji i Maroka. Szybko się zaprzyjaźniliśmy i spędzaliśmy razem w kuchni i na tarasie (taras był wspólny dla kilku apartamentów) naprawdę dużo czasu, odrabiając wspólnie lekcje, gotując nasze narodowe potrawy, dzieląc się nimi i dyskutując o różnicach kulturowych. To były naprawdę wesołe wieczory, a i trening językowy – bezcenny.

uczestnicy kursu na malcie

Lekcje

Same zajęcia były prowadzone w niezwykle sympatycznej atmosferze – lektorzy dbali o to, aby każdy w grupie dobrze się czuł i jak najwięcej mówił. Nie było żadnego problemu ze zmianą grupy, gdy tylko ktoś poczuł, że ta, w której się znalazł nie do końca odpowiada mu poziomem. Spodobało nam się też to, że w kursach uczestniczyły osoby w różnym wieku – poznaliśmy zarówno szalonych, choć jeszcze trochę nieśmiałych 20-latków, jak i 60-latków – wciąż otwartych na wiedzę i chłonących z ciekawością świat.

Czas wolny

Po kilku dniach kursu języki rozwiązały nam się zupełnie i gadaliśmy jak najęci – nie tylko podczas zajęć, ale przede wszystkim po nich – zaprzyjaźniliśmy się z innymi kursantami z naszych grup i wspólnie zwiedzaliśmy popołudniami i w weekendy wyspę. Można było oczywiście korzystać z wycieczek fakultatywnych oferowanych przez szkołę (np. popłynąć katamaranem na Gozo), ale największą przyjemność sprawiało nam podróżowanie na własną rękę (maltański system autobusowy to niecodzienne doświadczenie – na autobusy należało machać jak na autostop, a one zatrzymywały się lub nie, a czasem jeździły inną drogą niż wskazywał to rozkład, bo kierowca takie miał widzimisię…).

patrycja rozkoszuje się pastizzi

Dla łakomczuchów

Zakochaliśmy się też w maltańskich specjałach – pierożkach pastizzi z francuskiego ciasta z serem ricotta, które można było kupić wszędzie za ok. 30 centów, lokalnym napoju gazowanym Kinnie (z gorzkich pomarańczy z przyprawami) i w pysznych ciastach z kawiarni Fontanella w miasteczku Mdina.

Wynik testu

Najważniejsze jednak było to, że te dwa tygodnie rzeczywiście całkowicie zlikwidowały jakiekolwiek bariery językowe i obawy przed mówieniem po angielsku, jakie każde z nas (w różnym stopniu) odczuwało wcześniej. Stało się to nie tylko dzięki podniesieniu poziomu znajomości języka na zajęciach, ale także – a właściwie przede wszystkim – dzięki pozalekcyjnym rozmowom i wyjazdom z pozostałymi kursantami. Efekt był błyskawiczny, a postęp – ogromny, dlatego szczerze polecamy Wam skorzystanie z podobnego kursu, jeśli tylko będziecie mieli taką możliwość – ta inwestycja naprawdę się Wam opłaci!

Patrycja Wojsyk
Sławek Kuchta

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *