Zwiedzanie Lizbony
Nie będę tutaj opisywać wspaniałych zabytków tego miasta, ponieważ informacje o tym, co zobaczyć w Lizbonie, znajdziecie w każdym przewodniku. Oczywiście nie zawsze ma się ochotę zabierać ze sobą na te kilka dni ciężką książkę… Doskonale sprawdzą się tutaj przewodniki on-line lub takie, które można zabrać ze sobą w formie kilku zadrukowanych kartek. Ja kiedyś np. znalazłam taką stronę i zamieszczony na niej przewodnik doskonale się sprawdził. Dzięki niemu swój weekend w Lizbonie wykorzystałam maksymalnie i z wielką satysfakcją!
Najważniejsze oczywiście, żeby nie pominąć przejażdżki tramwajem linii 28 (wcale nie jest złym pomysłem, aby zrobić nim pełne okrążenie – od pętli do pętli, kiedy nogi zmęczone zwiedzaniem odmówią nam już posłuszeństwa…), a także specjalnymi kolejkami (jak np. Elevador de Gloria) czy windami, które są częścią systemu komunikacji miejskiej, a które łączą dzielnice miasta położone na różnych wysokościach. To element wyróżniający Lizbonę wśród stolic europejskich!
Jeśli chodzi o atrakcje Lizbony, to chciałabym polecić Wam także zamek św. Jerzego – spacer po jego murach pozwala objąć wzrokiem całe miasto! Ponieważ zamek wznosi się nad Alfamą, starą dzielnicą, w której do późna w małych restauracyjkach rozbrzmiewa prawdziwe fado, zwiedzanie można zakończyć niezwykle przyjemnym wieczorem przy portugalskim winie i lokalnych przysmakach.
Smaki Lizbony
Kuchnia portugalska jest bardzo smaczna, a sami Portugalczycy są do niej niesłychanie przywiązani. Do tego stopnia, że podczas pobytu za granicą często nie szukają lokalnych restauracji, lecz właśnie… portugalskich. Muszę przyznać, że nawet ich rozumiem… Podczas pobytu w Santa Cruz na Teneryfie właśnie w portugalskim barze zjadłam jeden z najlepszych obiadów.
A co zamówić? Najlepiej – dorsza! Jest to portugalskie danie narodowe i może być przyrządzony na dziesiątki sposobów. Mnie najbardziej smakował jako „bacalhau à Brás” (to zasmażane skrawki suszonego, solonego dorsza, cebuli, ziemniaków i jajek – taka dorszowa „tortilla” w bardzo luźnej formie…). I do tego koniecznie wino!
Gdybyście natomiast mieli ochotę na coś słodkiego, to szczerze polecam „pastéis de Belém”. Pod tą kuszącą nazwą kryją się kruche babeczki wypełnione ciepłym, śmietanowym kremem, z cukrem i cynamonem. Uwaga – ta nazwa jest zastrzeżona dla ciasteczek wyrabianych w słynnej cukierni w okolicach klasztoru hieronimitów w dzielnicy Belém. Podobne ciastka (pod nazwą „pastéis de nata”) znajdziecie jednak w prawie każdej cukierni i kawiarni w Lizbonie.
No i na koniec – obowiązkowo Ginjinha! (wym. żinżinia). To bardzo popularny w Lizbonie i jej okolicach wiśniowy likier – można skosztować go w wielu miejscach, ale chyba najpopularniejszym jest mała knajpka przy Rossio (na Largo de São Domingos). Jest to właściwie pomieszczenie z ladą, przy której zamawia się likier, a otrzymany plastikowy kubeczek (albo raczej – naparstek…) opróżnia się już na zewnątrz. W likierze można znaleźć całe wiśnie!
Portugalski w pigułce
Gdybyście przed wyjazdem mieli ochotę poznać choć podstawy języka portugalskiego, to polecam fiszki STARTER. Choć jest to język z grupy języków romańskich, to znajomość hiszpańskiego niewiele pomoże w rozmowie – wymowa jest tak inna, że właściwie niezrozumiała (dlatego na pewno przyda się angielski). Natomiast bez większego trudu – o ile zna się hiszpański – można zrozumieć informacje na piśmie – szyldy, regulaminy, ogłoszenia, reklamy. To bardzo pomocne. Choć zachęcam jednak, jak zwykle, do nauczenia się choć kilku podstawowych zwrotów grzecznościowych – to ułatwi i uprzyjemni Wam pobyt w każdym kraju!