Kamperem do Danii – Jutlandia w tydzień na dziko

Kamperem po Danii

Nasz zeszłoroczny artykuł Kamperem po Norwegii cieszy się ogromną popularnością. To jeden z Waszych ulubionych wpisów. Nie wiemy, czy swoje powodzenie zawdzięcza niebanalnemu środkowi transportu jakim jest kamper, czy oryginalnemu kierunkowi jakim jest Skandynawia☺️. Tak czy owak, kontynuujemy ten podróżniczy wątek. Tym bardziej, że w tym roku wybraliśmy się… kamperem do Danii. Jak już pisałam w artykule o wyprawie do Norwegii, północ Europy od lat pozostaje naszą ulubioną wakacyjną destynacją. To już nasz czwarty, rodzinny (2+2) wyjazd w te rejony (i z pewnością nie ostatni!). Najpierw były Szwecja z Norwegią, potem tylko Szwecja, następnie tylko Norwegia, aż w końcu przyszedł czas na Danię, a dokładniej – na Jutlandię.

Z tego wpisu dowiecie się, jak wyglądało nasze podróżowanie kamperem po Danii. Tym razem mieliśmy do dyspozycji 12 dni, przejechaliśmy 3170 km – bez zawijania na kempingi. W samej Danii, a w zasadzie na Półwyspie Jutlandzkim, spędziliśmy 6 dni, pozostałe 6 zajął nam dojazd. Przed Wami propozycja trasy wraz z opisem najważniejszych atrakcji oraz garść praktycznych porad. A na końcu podsumowanie kosztów. Gotowi? To zaczynamy!

Kamperem do Danii – dlaczego warto?

Co do zasady argumenty za wyborem Danii są praktycznie takie same jak te, które przytaczałam przy uzasadnianiu wyboru Norwegii. Dlaczego zatem warto pojechać kamperem do Danii? Oto główne powody:

Spanie na dziko,

które pozwala nie tylko na obniżenie kosztów podróży, lecz także na postoje w pięknych, klimatycznych miejscach. Wprawdzie nie jest ono w pełni legalne (jak to ma miejsce w Norwegii), ale bez problemu można znaleźć miejsce na dzikie nocowanie (w odróżnieniu np. od Niemiec). I o ile nie ma tabliczki zakazującej postoju na noc, nie musimy się obawiać konfrontacji z mieszkańcami czy policją. Duńczycy to życzliwy i tolerancyjny naród. Ani razu nie mieliśmy problemów związanych ze spaniem na dziko, a zdarzało się, że rano lokalni mieszkańcy pojawiali się w okolicach naszej “miejscówki”.

Dobra infrastruktura,

pozwalająca na komfortowe podróżowanie tym środkiem transportu. Po pierwsze – wspaniałe drogi, nawet te prowadzące przez małe miejscowości czy wioski oraz darmowe drogi ekspresowe i autostrady. Po drugie – sporo miejsc postojowych przy drogach. Mam tu na myśli zarówno zatoczki na poboczu (ale takie oddzielone pasem zieleni), leśne parkingi (z ławeczkami czy wiatami, czasem też z toaletą), jak i większe parkingi z WC. Oczywiście wszystkie te miejsca są przystosowane do gabarytów kamperów. I do tego są fantastycznie oznaczone – zawczasu dowiemy się, jakiego rodzaju miejsce postojowe na nas czeka. Po trzecie – dobrze rozwinięty i bezpłatny system serwisów (czyli miejsc, gdzie można spuścić szarą wodę, uzupełnić czystą oraz opróżnić toaletę). Według nas takich miejsc jest w Danii zdecydowanie więcej niż w południowej Szwecji czy w południowej części Norwegii.

Własne wyżywienie,

które nie jest może aż tak mocnym argumentem, jak ma to miejsce, gdy jedziemy do Norwegii, ale wciąż pozwala na obniżenie kosztów wyprawy. W Danii możemy bez uszczerbku dla wartości naszego portfela uzupełnić zapasy w marketach (choćby w znanym nam LIDL-u). Ceny według nas były zbliżone do tych, które znamy z naszych półek sklepowych. Jednak żywienie poza kamperem (w barach, knajpkach czy restauracjach) jest już zdecydowanie większym wydatkiem niż w Polsce.

A jeśli jeszcze się wahacie, to obejrzyjcie film z naszej wyprawy. To właśnie dzięki kamperowi mogliśmy dotrzeć we wszystkie te piękne miejsca.

Kamperem do Danii – co ogarnąć przed wyjazdem?

Jeśli nigdy wcześniej nie podróżowaliście kamperem, to zachęcam do tego, abyście wcześniej zapoznali się z praktycznymi aspektami takiej eskapady. W Internecie znajdziecie sporo dobrych artykułów na ten temat. Ja celowo pomijam tę kwestię, żeby nie przedłużać tego wpisu i skupić się stricte na podróży kamperem do Danii.

Wyprawa do Danii wymagała od nas mniej przygotowań niż poprzednie wyjazdy kamperem do Skandynawii. Przede wszystkim odpadło nam kupowanie biletów na prom, bo do Danii jechaliśmy przez Niemcy. Autostrady i drogi ekspresowe są bezpłatne zarówno w Niemczech, jak i w Danii, więc obeszło się też bez rejestracji w elektronicznym systemie pobierania opłat drogowych.

To co na pewno warto zrobić, to zainstalować aplikację park4night. Ta aplikacja znakomicie sprawdziła nam się w zeszłym roku. Bez niej już trudno wyobrazić nam sobie podróżowanie kamperem z opcją spania na dziko. To aplikacja, którą tworzą użytkownicy na bieżąco, więc ma się dostęp do aktualnych i wiarygodnych informacji. Dzięki park4night znaleźliśmy wszystkie miejsca na nocleg i serwisy – zarówno w Danii, jak i w Niemczech. Pomagała nam też zlokalizować parkingi, na których można stawać kamperem czy też urokliwe miejsca na piknik. Aplikacja jest bezpłatna, za niewielką opłatą można dokupić możliwość korzystania z trybu offline.

Język duński – czy trzeba znać?

Odpowiedź jest prosta – nie trzeba. W Danii, jak i w całej Skandynawii, bez problemu porozumiecie się po angielsku. Oczywiście Duńczykom będzie miło, jeśli opanujecie choćby kilka podstawowych słówek. Przykładowo: Hej!, żeby się przywitać czy Tak!, aby podziękować. Przydaje się też znajomość niemieckiego. Dzięki niej łatwiej rozszyfrować napisy (np. Kunde-Parkering czy Kystveien). A propos niemieckiego – Niemcy, którzy są nacją numer 1, jeśli chodzi o turystów w Danii, odzywają się do nieznajomych po niemiecku 🙃. Przynajmniej my mieliśmy takie doświadczenia. Tak więc w Danii przydaje się… niemiecki.

Kamperem do Danii – nasza trasa

Jak to zwykle bywa, gdy podróżujemy kamperem, wiemy mniej więcej, co chcemy zobaczyć, ale nie mamy z góry zaplanowanej trasy. Nie inaczej było i tym razem. Wiedzieliśmy, że chcemy pojechać do Legolandu i zobaczyć Przylądek Grenen. Jednym z głównych czynników, który wpływa na to, którędy dokładnie jedziemy, jest pogoda. Tym razem (a była to druga połowa lipca), gdy wjeżdżaliśmy na Półwysep Jutlandzki, prognozy pokazywały, że jego południowa część wraz z Fionią i Zelandią będzie wietrzna i deszczowa. Północ wyglądała przyjaźniej i to zdecydowało o naszej marszrucie. Wtedy jeszcze byliśmy przekonani, że zdążymy zjechać i Półwysep Jutlandzki, i obie te wyspy 😂. Koniec końców okazało się, że czasu starczyło nam tylko na Półwysep Jutlandzki (a tempo mieliśmy spore). Wyspy wraz z Kopenhagą zostawiliśmy sobie zatem na kolejną wyprawę.

Podróż przez Polskę i Niemcy

Zanim przejdę do Danii, krótko opowiem o tym, jak do niej dojechaliśmy. Podzielę się też z Wami naszymi wnioskami post factum o tym kawałku trasy. Może komuś z Was te informacje się przydadzą. Jeśli nie – przeskoczcie do kolejnego akapitu.

Wolin

Mieszkamy w Gdańsku, więc – decydując się na drogę lądową – przejechaliśmy najpierw 400 km przez Polskę z noclegiem na wyspie Wolin (na dziko, oczywiście). Wyspa Wolin jest urzekająca i z pewnością warta dłuższego przystanku. Nam tym razem udało się zrobić pieszą wycieczkę do Parku Narodowego, w tym obejść Jezioro Turkusowe.

Wyspa Wolin - Jezioro Turkusowe

Rugia

Następnie nasza trasa wiodła przez Północne Niemcy. Od lat “chodziła” za nami Rugia, więc zdecydowaliśmy się zboczyć nieco z drogi, żeby ją zwiedzić. W ciągu dokładnie doby objechaliśmy większość atrakcji. Zaczęliśmy od najbardziej na północ wysuniętego kawałka Niemiec zwanego Kap Arcon, gdzie przenocowaliśmy (na płatnym parkingu “pod zabytkiem”). Potem pojechaliśmy przez Park Narodowy Jasmund (żeby zobaczyć m.in. Königsstuhl, czyli słynną kredową formację skalną) do Sassnitz (żeby zobaczyć klify z perspektywy plaży). Następnie do Prory (żeby zobaczyć monumentalny kompleks wypoczynkowy z czasów III Rzeszy), a na koniec do Binz (żeby zobaczyć lokalny kurort). Rugia okazała się piękną malowniczą wyspą. Niestety bardzo tłoczną (przynajmniej w drugiej połowie lipca) i w zasadzie bez szans stanięcia na dziko, przez co podróżowanie po niej kamperem było męczące. Dla nas ok, ale innym środkiem transportu i poza sezonem.

  • Rugia - Kap Arkona

Lubeka

Nocleg wypadł nam już pod Lubeką (bezpłatny parking z serwisem pod centrum handlowym). Kolejny dzień rozpoczęliśmy od krótkiej wycieczki rowerami do centrum Lubeki. Warto zwiedzić Muzeum Hanzy (lepiej kupić bilety wcześniej online). Potem ruszyliśmy już prosto do Danii, do której dotarliśmy wieczorem.

Podsumowanie

Podsumowując naszą drogę do Danii przez Polskę i Niemcy – dla nas było za długo i za męcząco. Nasze doświadczenia pokazały, że Niemcy nie są krajem zbyt przyjaznym dla tych, którzy podróżują bez zawijania na Stellplatze czy kempingi. Za rok (bo szykuje się ciąg dalszy naszej duńskiej wyprawy) planujemy jechać do Danii przez Szwecję – z przeprawą promową Gdańsk–Karlskrona. Stamtąd do Kopenhagi to jedynie 250 km (trzy-cztery godziny drogi).

Dzień 1 – Morze Wattowe, wyspa Rømø i Ribe

Pobyt w Danii rozpoczęliśmy z przytupem 😄. Nasz pierwszy nocleg wypadł tuż za niemiecko-duńską granicą. Dokładnie: pod miejscowością Højer, nad brzegiem Morza Północnego na parkingu przy śluzie – naprzeciwko (niemieckiej) wyspy Sylt.

  • Dania Morze Wattowe

Morze Wattowe

Atrakcyjność tego miejsca polegała na tym, że mogliśmy zobaczyć, jak wygląda Morze Wattowe wpisane na listę UNESCO. To rzeczywiście miejsce niezwykłe pod względem przyrodniczym (będące jednocześnie parkiem narodowym). Morze Wattowe jest częścią Morza Północnego – znajduje się pomiędzy Holandią, Niemcami i Danią a Wyspami Fryzyjskimi. Łącznie rozciąga się na około 450 km, z czego na Danię przypada około 80 km (od granicy do wyspy Fanø). Cechą charakterystyczną Morza Wattowego są pływy, które podczas odpływu odsłaniają szerokie równie pływowe zwane wattami. Są one sukcesywnie zamulane i zarastane przez roślinność bagienną. Żyją tu przeróżne morskie żyjątka i to w wielkiej obfitości. Podczas odpływu, kiedy można brodzić po tych rozległych terenach, organizowane są nawet ostrygowe safari. Te specyficzne warunki przyciągają do tego miejsca miliony ptaków wędrownych.

Morze Wattowe

Rømø

W obrębie Parku Narodowego Morza Wattowego znajdują się trzy wyspy: Fanø, Mandø oraz Rømø. Ta ostatnia jest najłatwiej osiągalna, ponieważ można się na nią dostać drogą lądową – prowadzi do niej kilometrowa grobla. Dodatkowo Rømø słynie z ekstremalnie szerokich plaż, na które można wjeżdżać samochodami. No cóż, lepszej zachęty nie trzeba nam było, tym bardziej, że i pogoda sprzyjała plażowaniu 😊. Ruszyliśmy koło 10.00 z zamiarem pozostania na wyspie do popołudnia. Już sam wjazd groblą robi niesamowite wrażenie. Po prawej i lewej są zatoczki – warto się zatrzymać, by z bliska popodziwiać osobliwości Morza Watowego.

Dania grobla na Rømø

Plaże znajdują się na zachodniej stronie wyspy. My po przejechaniu grobli pojechaliśmy dalej prosto i w ten sposób wylądowaliśmy na plaży Lakolk. Nieco na północ znajduje się druga, ponoć jeszcze szersza, plaża Sønderstrand (również dostępna dla aut), ale koniec końców nie dotarliśmy na nią. Powiem tak, wrażenie jest niesamowite. Plaża ciągnie się kilometrami, ale to co rozbija bank, to jej szerokość – mniej więcej dwa kilometry 😮.

  • Wyspa Rømø

Dla niedowiarków – tak, można po niej jeździć samochodem (piasek jest ubity) i zatrzymać się w dowolnym miejscu. Przed południem było już całkiem sporo aut (zarówno osobowych, jak i kamperów), ale plaża jest na tyle duża, że każdy znajdzie spokojne miejsce dla siebie. My wybraliśmy “pierwszą linię”, jak najbliżej morza. Wiedzieliśmy, że właśnie jest przypływ, więc bacznie obserwowaliśmy wodę. Widać było, jak morze przybliża się do nas – powoli, ale wytrwale. W ciągu trzech godzin woda zbliżyła się o kilkanaście metrów, tak że w końcu zmuszeni byliśmy przeparkować się głębiej w stronę lądu. Na obu plażach Rømø można parkować (ale tylko do 23.00, bo nie można tu nocować). No i najlepiej odwiedzić wyspę przy słonecznej pogodzie (wiatru nie unikniecie, tu chyba zawsze wieje).

Ribe

Około 15.00 z żalem pożegnaliśmy piękną plażę na Rømø. Niestety nie mogliśmy dłużej zostać, ponieważ chcieliśmy jeszcze tego popołudnia zwiedzić miasteczko Ribe. Mieliśmy do przejechania 60 km, więc dotarcie do Ribe zajęło nam około godziny (drogą nr 11). Dzięki aplikacji park4night zaparkowaliśmy wygodnie i bezpłatnie na dużym parkingu (z serwisem) jakieś 600 metrów od centrum miasta.

Ribe to atrakcja typu must visit. Nie dość, że jest uznawane za najpiękniejsze duńskie miasteczko, to w kategorii “naj” wygrywa jeszcze jeden konkurs – na najstarszą duńską osadę (datowaną na IX wiek). Miejsce to zajmuje ex aequo z osadą Hedeby, ale ona obecnie znajduje się poza terenem Danii – w Niemczech, u nasady Półwyspu Jutlandzkiego. I faktycznie, Ribe to przepięknie położone miasto – “wyrasta” z płaskiego krajobrazu podmokłych łąk. Do tego ma jedną z najlepiej zachowanych starówek w Skandynawii. Jest tu najstarsza duńska katedra, najstarszy duński cmentarz chrześcijański, najstarszy duński ratusz i najstarszy duński hotel 😁. Ponieważ my dotarliśmy do centrum w okolicach 17.00, nie mieliśmy okazji odwiedzić tutejszych muzeów. A ponoć warto. Szczególnie polecane są: Museet Ribes Vikinger, opowiadające historię lokalnych wikingów oraz Muzeum Sztuki z pracami najważniejszych duńskich twórców.

  • Dania kamperem - Ribe

Na Ribe warto zarezerwować sobie kilka godzin w trakcie dnia, tak by móc na spokojnie zwiedzić tutejsze zabytki i muzea oraz pospacerować po uroczych uliczkach. I nie tylko uliczkach. W Ribe jest jeszcze jedno miejsce, które według nas warto zobaczyć, a którego nie znajdziecie na liście must visit. W drodze powrotnej na parking wybraliśmy drogę przez park, który okazał się… cmentarzem (Ribe gamle kirkegård). Myślę, że dla większości z Was duński cmentarz będzie nie lada zaskoczeniem (nawet jeśli znacie szwedzkie czy norweskie miejsca pochówków). Co do zasady duńskie cmentarze wyglądają jak ogródki działkowe czy wręcz ogrody botaniczne. Nie dziwi więc, że mieszkańcy wybierają się tu na spacery, również z psami.

  • cmentarz w Ribe

Nocleg pod Skjern Enge

Choć parking w Ribe jest dobrym miejscem na nocny postój, postanowiliśmy jechać dalej drogą nr 11 na północ. Po 80 km znaleźliśmy przytulne miejsce w lesie nad wodą pod miejscowością Skjern, blisko rezerwatu Skjern Enge. Wieczorem, gdy czytaliśmy o duńskich atrakcjach przyrodniczych, natknęliśmy się na informację o Narodowym Parku Thy (Nationalpark Thy). Położony jest on w północno-zachodniej Jutlandii, nad brzegiem Morza Północnego. To najstarszy park narodowy Danii (choć utworzony dopiero w 2007 roku). Jego tereny obejmują dziką przyrodę wydm, wrzosowisk, torfowisk, lasów iglastych i łąk. Opisy i zdjęcia były tak przekonujące, że zdecydowaliśmy się zwiedzić to miejsce – tym bardziej, że właśnie w tym rejonie (i tylko w tym) prognozy na następny dzień pokazywały słońce.

Kamperem do Danii – Dzień 2 – Park Narodowy Thy

Rano ruszyliśmy dalej na północ drogą nr 11, już z planem “zahaczenia” o wschodnie wybrzeże. Po drodze warto zatrzymać się przy malowniczo położonej latarni Grisetå Odde Fyr. Leży ona na cypelku tuż przed wjazdem na most Oddesund. To właśnie ją widać na zdjęciu głównym do tego artykułu.

Bøgsted Rende

Aby dostać się do Parku Narodowego Thy, z drogi nr 11 odbiliśmy na zachód w drogę nr 527, by następnie wjechać na drogę nr 181, która przebiega przez park. Zainstalowaliśmy aplikację parku, która ma mapę z lokalizacjami atrakcji oraz pokazuje trasy przez lasy i wydmy. My zatrzymaliśmy się na bezpłatnym parkingu Bøgsted Rende nad samym morzem. To wygodne i zarazem atrakcyjne miejsce na postój – stąd rozpoczynają się ciekawe trasy przez wydmy. Rzeczywiście przyroda jest tu dzika i nieskażona cywilizacją.

  • Bøgsted Rende

Po dłuższym spacerze po wydmach, wrzosowiskach i plaży ruszyliśmy dalej drogą nr 181. Niecałe pół kilometra za skrzyżowaniem dróg prowadzących do Bøgsted Rende i Tvorup warto zatrzymać się na małym bezpłatnym parkingu po lewej stronie, żeby zobaczyć Thagaards Plantage. Słowo “plantage” oznacza “nasadzenia”. Można tu podziwiać dwustuletnie drzewa, które zostały posadzone, żeby zatrzymać napływ piasku. Widok jak z bajki, z zaczarowanego lasu.

Klittmøller

Kolejnym ciekawym miejscem na drodze nr 181 jest wioska Klittmøller. Znana jest pod nieco przewrotną nazwą Cold Hawaii, ponieważ są tu dobre warunki do surfowania. Bez problemów zaparkowaliśmy w centrum, tuż przy plaży. Klimat jest niezwykły – ktoś napisał o niej “zabawna wioska surfingowa”. Coś w tym jest.

  • Klitmøller

Hanstholm

Jadąc dalej na północ, dojeżdża się do miejscowości Hanstholm. Jest tu warte zwiedzenia Muzeum Bunkrów (Bunkermuseum). My niestety dotarliśmy do niego po zamknięciu – pozostało nam zwiedzanie terenu wokół. Ale w Hanstholm jest jeszcze niejedna atrakcja w tym klimacie, którą można zobaczyć bez ograniczeń czasowych. Z drogi wypatrzyliśmy na przykład taki oto potężny zespół bunkrów:

bunkry wokół Hanstholm

Jednak największą atrakcję stanowi Vigsø Batteriet. Jest to kompleks bunkrów (początkowo było ich 46!) z czasów II wojny światowej. Wybudowano je na plaży, ale powoli są one zalewane przez morze. Spacer plażą pomiędzy bunkrami, do tego przy zachodzącym słońcu, to osobliwe przeżycie – zarazem imponujące i przerażające. Z ciekawostek – kręcono tu film “Gang Olsena jedzie do Jutlalndii”.

  • Vigsø Batteriet

Tu również dojazd nie sprawił nam żadnych problemów – można zaparkować bezpłatnie tuż przy plaży. Przy okazji okazało się, że jest to świetne miejsce do nauki surfowania na… supie.

plaża przy Vigsø Batteriet

Nocleg pod Bullbjerg

Ponieważ kolejnego dnia mieliśmy w planach kilka atrakcji i dość długą trasę, ruszyliśmy w dalszą drogę. Przejechaliśmy 30 km – najpierw drogą nr 26, a potem drogą nr 569, z której zboczyliśmy w stronę morza. Tam znaleźliśmy leśny parking oddalony dosłownie o dwa kilometry od naszej kolejnej atrakcji – Ptasiego Klifu.

Dzień 3 – Ptasi Klif, zasypana latarnia, Przylądek Grenen, kościół pod piaskiem

Bullbjerg Klint, czyli Ptasi Klif

Zgodnie z planem dzień rozpoczęliśmy od wyprawy do Bullbjerg Klint, czyli Ptasiego Klifu. Jest to 47-metrowy wapienny klif, którego strome ściany są domem dla mew. Jest to rzadki widok w Danii – drugi taki ptasi klif znajduje się na Bornholmie. Dojazd nie sprawił nam żadnego problemu – wjeżdża się w zasadzie na szczyt klifu, na duży bezpłatny parking z toaletami (widać go na zdjęciu). Sam klif jest porośnięty trawą i roztacza się z niego przepiękny widok na Morze Północne. Ponieważ podczas II wojny Bulbjerg był posterunkiem nasłuchowym i radarowym dla niemieckich wojsk, wśród traw można natknąć się na bunkry. Niektóre są otwarte i można do nich wejść. Na plażę schodzi się drewnianymi schodkami. Można przejść pod klifem i z bliska obejrzeć mewy. Niesamowite, jaki hałas robią setki skrzeczących ptaków stłoczonych na skalnych półkach.

  • parking na Blulbjerg
  • Ptasi Klif w Danii

Latarnia morska Rubjerg Knude

Kolejnym punktem programu, oddalonym od nas o jakieś 80 km na północ, była latarnia morska Rubjerg Knude. Położona jest między miejscowościami Lokken i Lønstrup. Tu również nie mieliśmy problemu z zaparkowaniem – przed wejściem na wydmy, na łąkach, po obu stronach szosy znajdują się bezpłatne parkingi. Ich liczba i wielkość oraz tłumy ludzi wokół wskazują, że ma się tu do czynienia z naprawdę duuużą atrakcją 😄. Z parkingów do wydm jest jakieś kilkaset metrów – można zdać się na własne nogi albo wsiąść do wagonika ciągniętego przez traktor (to odpłatnie).

Latarnię wybudowano w 1900 roku na najwyższej części klifu rozciągającego się w tej części wybrzeża. Początkowo konstrukcja znajdowała się na trawiastym terenie, ale z biegiem lat wydma zaczęła zabierać ten skrawek terenu, aż z czasem zaczęła zasłaniać światło latarni. Początkowo usuwano piasek, ale walka z żywiołem okazała się nierówna i latarnię wyłączono w 1968 roku. Ponieważ piasek nadal zasypywał latarnię, w 2014 roku przeniesiono ją o 70 metrów w głąb lądu. Latarnia jest nieczynna, ale można na nią wejść i z niej podziwiać przepiękną panoramę. Oczywiście wieje 😄.

  • Latarnia morska Rubjerg Knude
  • Dania - zasypana latarnia
  • Latarnia Rubjerg Knude

Kamperem do Danii – Przylądek Grenen

Po zwiedzeniu latarni ruszyliśmy w dalszą podróż ku najdalej na północ wysuniętemu przylądkowi Półwyspu Jutlandzkiego – Grenen, gdzie spotykają się dwa morza – Morze Północne i Bałtyk. Tego dnia prowadziliśmy swoisty wyścig z czasem, bo prognozy pokazywały, że ku północy ciągnie deszcz, który skończy się dopiero nad ranem. Aby dostać się na cypel, trzeba jechać drogą nr 40 i dojechać do samego jej końca (za miejscowością Skagen). Znajduje się tam duży parking – płatny do 18.00, ale ceny bardzo przystępne (kilka złotych za godzinę). Płaci się też, jeśli zostaje się na noc.

Z parkingu do końca cypla jest jakieś 1,5 km. Większość osób rusza pieszo plażą, ale część decyduje się na podróż wagonikiem ciągniętym przez traktor (odpłatnie, traktory stoją na parkingu). Choć wiało i zaczynało już padać, zdecydowaliśmy się na spacer po plaży. Przy wejściu mija się kolejny bunkier, a po około 20 minutach szybkiego marszu jest się u celu. Faktycznie można tu zaobserwować miejsce styku mórz – fale rozchodzą się w przeciwnych kierunkach.

  • Kamperem po Danii - Przylądek Grenen

Przy ładnej pogodzie z pewnością warto jeszcze zwiedzić miejscowość Skagen. Wstyd przyznać, ale mi nazwa “Skagen” kojarzyła się wcześniej tylko z moim zegarkiem 🤭. W dziewiętnastym wieku była tu kolonia artystów, którzy przyjeżdżali w te okolice tworzyć z uwagi na niezwykłe światło. Ponieważ jednak lało już jak z cebra, ruszyliśmy w drogę na południe szukać noclegu.

Den Tilsandete Kirke, czyli kościół pod piaskiem

Mimo słabej pogody postanowiliśmy zobaczyć jeszcze jedną atrakcję tego rejonu. Tuż za Skagen (albo przed, jeśli ktoś wjeżdża na przylądek), wśród lasów i wydm, znajduje się osobliwy kościół. Warto go zobaczyć, tym bardziej, że znajduje się “po drodze”. Tu również można wygodnie i bezpłatnie zaparkować na dużym parkingu z toaletą. Niestety nie można na nim zostawać na noc. Z parkingu do kościoła idzie się około pięciu minut. Kościół zbudowano w XIV wieku i przez długi czas był on największym kościołem w okolicy. Od XVI wieku zaczęła go zasypywać wydma i pod koniec XVIII wieku kościół zamknięto. Obecnie nad ziemią znajduje się tylko wieża kościelna, do której można wejść. My zwiedzaliśmy ruiny już po 21.00 – na szczęście w wieży zapala się światło, więc nie ma problemu z pokonaniem wąskich krętych schodków.

Nocleg przy plaży pod Skagen

Na nocleg wybraliśmy parking kilkanaście kilometrów na południe, przy samej plaży.

  • nocleg pod Skagen

Kamperem po Danii – dzień 4 – Aarhus

Poranek przywitał nas pięknym słońcem. Do morza było tak blisko, że zaparzoną w kamperze kawę donieśliśmy gorącą na plażę. Plaża przypominała nam tę, którą znamy z okolic Łeby. Z rzadka pojawiali się tu ludzie, a jeśli już, to najczęściej z psami. Niektórzy z nich decydowali się na szybką kąpiel – wydaje nam się, że raczej w celu dobudzenia się niż dla przyjemności, bo woda była zimna.

plaża w okolicy Skagen

Atrakcje Aarhus

Po przyjemnym poranku na plaży ruszyliśmy dalej – ponownie pogoda ustaliła naszą trasę. Spotkany wcześniej na jednym z parkingów Polak mieszkający w Danii od ponad 20 lat, skwitował duńską pogodę tak: tu są cztery pory roku – pada, nie pada, wieje, nie wieje☺️. Po kilku dniach spędzonych W Danii przyznaliśmy mu rację. Ponieważ mieliśmy jeszcze do zrealizowania wizytę w Legolandzie, bliżej zbadaliśmy prognozy pogody na nadchodzące dni. Okazało się, że aby zwiedzać Legoland bez deszczu, musieliśmy być w Billund (miasteczku, w którym znajduje się ten słynny park rozrywki) już następnego dnia. Zaplanowaliśmy zatem nocleg pod Billund, co sprawiło, że tego dnia mieliśmy do przejechania 260 km. Nie brzmi źle, można po drodze coś zobaczyć☺️. Zrobiliśmy szybki research i nasz wybór padł na Aarhus. W Aarhus i jego okolicach jest co najmniej kilka miejsc wartych zobaczenia. Oto trzy atrakcje, które nas urzekły. Z braku czasu musieliśmy się zdecydować na jedną z nich – wybraliśmy Den Gamle By.

Den Gamle By

Den Gamle By (dosłownie: Stare Miasto), czyli skansen miejski położony w granicach Ogrodu Botanicznego w samym centrum Arhus. Można pomyśleć: skansen jak skansen, znowu chaty i łopaty. Ale nic z tych rzeczy! To skansen MIEJSKI (a nie – wiejski). Przez lata zgromadzono w nim prawie setkę budowli miejskich, którą podzielono na trzy “grupy”, prezentujące trzy rożne epoki. Każda z nich jest stop-klatką z lat: 1864, 1927 i 1974.

  • Den Gamle By

Trzeba przyznać, że Duńczycy zrobili kawał dobrej roboty. Wszystko jest odtworzone z zegarmistrzowską precyzją – większość budynków można “zwiedzać”. Choć “zwiedzać” nie jest tu może najlepszym słowem, bo nie ma tu nikogo, kto pilnuje, wpuszcza i wypuszcza z budynków. Po skansenie chodzi się samemu – wystarczy nacisnąć klamkę, aby znaleźć się we wnętrzu, np. sklepu z farbami z 1974 czy apteki z XIX wieku. W większości miejsc spotkać można osoby ubrane w stroje z epoki – sklepikarzy, rzemieślników czy po prostu mieszkańców miasta. Na terenie kompleksu znajdują się też Muzeum Zabawek oraz Muzeum Plakatu.

Zdecydowanie warto. Zwiedzanie zajęło nam nieco ponad dwie godziny (optymalne byłyby trzy). Bilet dla dorosłego to koszt 190 DKK, dzieci do 17 lat wchodzą za darmo. Kamperem można zaparkować na płatnym parkingu Poppelpladsen Parkeringsplads (kilka złotych za godzinę). To nietypowy parking, bo w kształcie koła, niedaleko skansenu, na terenie Ogrodu Botanicznego.

Muzeum Sztuki ARoS

Muzeum Sztuki ARoS, największe muzeum sztuki w Europie Północnej z ogromnymi zbiorami. Obecnie mieści się w nowoczesnym, dziesięciopiętrowym budynku. Na jego dachu znajduje się chodnik Your rainbow panorama, czyli instalacja artystyczna w formie ogromnej tęczy. Po Muzeum Luizjany jest to drugie najczęściej odwiedzane muzeum w Danii. Na jego spokojne zwiedzenie trzeba zarezerwować kilka godzin. I to właśnie brak czasu zdecydował, że nie wybraliśmy tego miejsca.

Moesgaard Museum (MOMU)

To nowoczesne muzeum archeologiczno-etnograficzne (otwarte w 2014 roku). Znajduje się niedaleko od Aaarhus (na północy). Już sama bryła budynku robi wrażenie. Widać w nim architektoniczny talent twórców, którzy harmonijnie wtopili budynek w naturę. Zbiory muzeum i sposób ekspozycji też zachęcają do odwiedzin. Niestety nam nie udało się zajechać do MOMU, ale jest ono na naszej liście must see na następny raz.

Nocleg pod Billund

Zgodnie z planem na wieczór dotarliśmy pod Billund. W odległości około 10 km od miasteczka znajduje się parking leśny. Biorąc pod uwagę, że kamperów było sporo, i że we wszystkich były dzieci, miejsce to wygląda na stałą bazę noclegową dla kamperów, które rano ruszają do Legolandu ☺️.

Z kupnem biletów do Legolandu wstrzymywaliśmy się do ostatniej chwili, ponieważ do końca nie wiedzieliśmy, czy spędzimy tam jeden czy dwa dni. Wieczorem prognozy pokazywały, że szykuje się tylko jeden dzień bez deszczu, więc kupiliśmy bilety online na jeden dzień. Od razu opłaciliśmy też parking (60 DKK za cały dzień).

Kamperem do Danii – Dzień 5 – Legoland

Bramy Legolandu otwierały się o 10.00, więc rano sprawnie zebraliśmy się, aby być na parkingu nieco wcześniej. Parking jest naprawdę ogromny, znajduje się tuż przed wejściem do parku.

  • Kamperem do Danii - Legoland

Spędziliśmy w parku 9 godzin – od otwarcia bram po ich zamknięcie i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że jeden dzień był wystarczający. Zobaczyliśmy (prawie) wszystko, a chłopcy byli na każdej atrakcji, na której chcieli być (na niektórych po dwa razy). Jeśli macie większe dzieci, które nastawiają się na przejażdżki roller coasterami, to warto zacząć właśnie od tych atrakcji. Z każdą godziną obłożenie na nich staje się coraz większe i momentami trzeba było czekać na wejście do 1,5 godziny. Najbardziej oblegane były: Polar X-plorer, X-treme Racers i Flying Eagle. Ale nas i tak najbardziej urzekł Park Miniatur. Co ciekawe, nie sprawdziły się prognozy pogody, które przez cały dzień uparcie pokazywały brak jakichkolwiek opadów, mimo że deszcz padał chyba ze dwadzieścia razy ☺️.

Nocleg pod Jelling

Na nocleg pojechaliśmy pod Jelling (kilkanaście kilometrów na wschód) – zaparkowaliśmy na dużym parkingu przy polu golfowym. Dzięki temu do naszej kolejnej atrakcji mieliśmy jakieś 2 km.

Dzień 6 – Jelling, Christiansfeld, Hedeby

Ostatni dzień w Danii spędziliśmy pod znakiem atrakcji z listy UNESCO. Na Liście Światowego Dziedzictwa jest siedem duńskich obiektów. Trzy z nich znajdują się w Jutlandii. Jednym z nich jest wspomniane na początku tego artykułu Morze Wattowe. Dwa pozostałe to środkowo-jutlandzka miejscowość Jelling oraz położone nieco bardziej na południe Christiansfeld.

Jelling

Dzień rozpoczęliśmy od odwiedzenia Jelling, gdzie znajdują się kamienie runiczne, będące duńskim dziedzictwem narodowym. Słynne kamienie ustawione są na terenie kompleksu archeologicznego, który obejmuje teren osady z czasów Gorma Starego (X w.). Oba kamienie stoją obecnie przed kościołem i chronią je szklane witryny. Starszy i mniejszy z nich został postawiony około roku 955 przez pierwszego króla Danii Gorma Starego na cześć jego żony Tyry. Większy głaz wzniesiony został przez jego syna – króla Haralda Sinozębnego około roku 965. I to właśnie ten drugi kamień stanowi “świadectwo chrztu Danii”. Na nim bowiem znajduje się napis, który w transliteracji brzmi: „Król Harald zlecił postawienie tego pomnika dla Gorma, swego ojca, i Tyry, swojej matki – ten Harald, który rządził Danią i całą Nordią i który uczynił Duńczyków chrześcijanami”.

kamienie runiczne w Jelling

W ramach całego kompleksu otworzono (darmowe) muzeum Kongernes Jelling. Przyznam, że jest to jedno z ciekawszych muzeów, jakie zwiedzaliśmy – i nie mam tu na myśli samej Danii. Byliśmy pod wrażeniem tego, jak twórcy wystaw dobrali nowoczesne narzędzia interaktywne do wiedzy, którą chcieli przekazać. Po prostu majstersztyk👌. Nawet drzewo genealogiczne duńskiej monarchii (które liczy 1000 lat!) jest przedstawione w tak zaskakujący i angażujący sposób, że spędziliśmy chyba kwadrans na jego zgłębianiu. Każda sala stanowi ekscytującą podróż przez historię tego miejsca. Muzeum nie jest duże, ale przez to, że wystawy są tak ciekawie przygotowane, trzeba zarezerwować sobie na jego zwiedzanie co najmniej dwie godziny.

  • muzeum Kongernes Jelling

Po zwiedzeniu muzeum ma się już dokładny obraz Jelling sprzed ponad 1000 lat. Z tą wiedzą warto wspiąć się na szczyt kopca północnego, który jest punktem centralnym całego założenia. Dzięki temu łatwiej wyobrazić sobie wikińską osadę Haralda. Stąd też dokładnie widać, którędy przebiegała palisada (w kształcie statku).

Z dojazdem i parkowaniem nie ma żadnych problemów. Przed całym kompleksem znajduje się duży bezpłatny parking.

Christiansfeld

Z Jelling pojechaliśmy prosto na południe w stronę granicy. Ponieważ po drodze znajduje się wspomniane Christiansfeld, postanowiliśmy je odwiedzić. Zostało ono założone w drugiej połowie XVIII wieku przez grupę braci morawskich, zaproszonych przez króla Chrystiana VII. Zbudowali oni idealnie symetryczne miasteczko, które zachowało się do dzisiaj w nienaruszonej formie. Zabudowa, zgodnie z modelem urbanistyki protestanckiej, jest jednorodna, prosta i pozbawiona zdobień. Wszystkie budynki wzniesiono z żółtej cegły, a dachy są z czerwonej dachówki.

Christiansfeld

Nam miasteczko wydało się senne, w środku dnia nie spotkaliśmy prawie nikogo na jego uliczkach. W porównaniu z Jelling, które pokazuje, jak z dwóch “kamieni” można zrobić coś wyjątkowego, Christiansfeld jest przykładem niewykorzystanego potencjału. Brakuje choćby tablicy informacyjnej czy miejsca z modelem zabudowy, które tłumaczyłyby obecność miasteczka na liście UNESCO. Pochodziliśmy, popatrzyliśmy i po kwadransie z uczuciem rozczarowania wróciliśmy do kampera.

Hedeby

Jadąc dalej na południe, już na terenie Niemiec, tuż za Szlezwikiem, znajduje się wspomniana przy okazji Ribe osada Hedeby (obecnie Haithbau). Było to największe miasto nordyckie czasów wikingów. Warto wiedzieć, że cały archeologiczny zespół graniczny Hedeby i Danevirke został wpisany na listę UNESCO. Obok miejsca, gdzie kiedyś znajdowała się osada Hedeby, otworzono Viking Museum Haithbau. My do muzeum niestety już nie zdążyliśmy wejść (ponoć warto). Udało nam się za to pospacerować po rozległym terenie byłego Hedeby – wciąż widać wał wyznaczający jego granice.

Z Hedeby udaliśmy się prosto do Polski – z dwoma noclegami: pod Lubeką (ponownie na parkingu przy centrum handlowym) oraz w Mrzeżynie.

Kamperem do Danii – podsumowanie

Wyprawa kamperem do Danii to z pewnością dobry pomysł (o ile nie straszne Wam wiatr i deszcz 😜). To kraj przyjazny kamperom, z cudowną przyrodą i nietypowymi atrakcjami. Miejsc wartych zobaczenia jest mnóstwo. I nie dajcie się zwieść niewielkimi rozmiarami Danii! My ewidentnie nie doszacowaliśmy czasu, jaki trzeba mieć, aby zobaczyć całą Danię – Jutlandię wraz z wyspami. Teraz na samą Jutlandię przeznaczylibyśmy 10 dni, żeby móc zwiedzić na spokojnie opisane w tym artykule miejsca (szczególnie muzea, do których często docieraliśmy już po ich zamknięciu). Myślę, że Fionia z Zelandią (i Kopenhagą) również “zasługują” na 10 dni pobytu.

Koszt wyjazdu: 13 000 zł (wypożyczenia kampera, benzyna, wyżywienie, bilety wstępu). Dla porównania zeszłoroczny wyjazd kamperem do Norwegii kosztował nas 18 000 zł (w tym prom i opłaty drogowe).

PS Podziękowania dla Poldka za film i zdjęcia robione dronem 😘.

3 komentarze

  • Admin pisze:

    Komentarz czytelnika:

    “Cześć,
    dobry tekst z wieloma cennymi informacjami okraszonymi dokumentacją fotograficzną. W tym roku również wybieramy się kamperem do Danii (Jutlandia). Również w drugiej połowie lipca, również na 10-11 dni, również z must have w Legolandzie. Startujemy i kończymy w Warszawie.
    Myśleliśmy, żeby polecieć przez Niemcy i na początek rzucić się Jutlandię Północną zaczynając zwiedzanie “od góry” w kierunku Billund, ale po tym co napisaliście chyba nastąpi weryfikacja planów i być może ruszymy wybrzeżem zachodnim na północ, a wracać będziemy wschodnią i centralną częścią.
    Chętnie skorzystalibyśmy z cennych wskazówek, protipów dot. wyjazdu, które z pewnością będą pojawiały się w czasie przygotowań do wyjazdu. Czy jest możliwość nawiązania kontaktu np mailowego?
    Przy okazji mam pytanie, czy warto rozważać powrót przez Kopenhagę i na prom via szwedzkie Ystad do Świnoujścia (rejs ok 6h) i stamtąd do stolicy, czy też lepiej wrócić przez Niemcy?
    Pozdrawiamy”

    Odpowiedź redakcji:

    Dzień dobry, cieszę się, że artykuł okazał się przydatny. Jeśli chodzi o
    powrót przez Kopenhagę, to – o ile koszty nie grają roli – wydaje mi
    się to bardzo dobrym pomysłem. Trzeba tylko wkalkulować choć jeden dzień
    na zwiedzanie stolicy 🙂 Życzę udanej podróży, dobrej pogody i
    niezapomnianych wrażeń.
    PS Jeśli ma Pan jeszcze jakieś pytania, to
    proszę zadać je tu. Może komuś jeszcze przydadzą się te dodatkowe
    informacje. Przy okazji – wspaniałym źródłem wiedzy o Danii i jej
    mieszkańcach jest książka “Dania – tu mieszka spokój”.

    Kinga

  • Ela pisze:

    Planuję wyjazd do Danii w przyszłym roku i dziękuję za wiele przydatnych informacji. Jednak nie mogę zgodzić się, że Niemcy nie są przyjaźni kamperom. Od lat podróżujemy kamperem i zawsze bardzo chętnie jedziemy przez Niemcy. Drogi bezpłatne, ład i porządek, dużo miejsc na dziko znalezionych dzięki Park4Naight. Nigdy nie mieliśmy żadnych problemów w tym kraju. Mało tego kiedyś mój syn miał awarię kampera WV i warsztat zrobił mu przegląd za darmo. Ludzie przyjaźni więc nie wiem skąd taki osąd.

  • Kinga pisze:

    Pani Elu, cieszę się, że ma Pani pozytywne doświadczenia z podróżowania po Niemczech. Może my mieliśmy po prostu pecha…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *